Plik Figurant Wojtyła Karol odc.3.avi na koncie użytkownika Michal.Filmy • folder Filmy o Papieżu • Data dodania: 14 kwi 2014 Włoski film "Karol - Papież, który pozostał człowiekiem" w reżyserii Giacomo Battiato, z Piotrem Adamczykiem w roli głównej, pojawi się w polskich kinach Film Giacomo Battiato pt.: "Karol - papież, który pozostał człowiekiem" dostarczył wielu wzruszeń podczas oglądania. Seans był bardzo ciekawy, efek Film "Karol - Papież, który pozostał człowiekiem" Kraków. Repertuar wszystkich kin w Krakowie. Sprawdź godziny seansów i kub bilet ! Karol - papież, który pozostał człowiekiem to opowieść o Papieżu Polaku, który zmienił świat. To również opowieść o życiu i cierpieniu. . TV 2006 2g. 33m. od 7 lat Biograficzny, Dramat Jest to druga, po Karolu - człowieku, który został papieżem, część opowieści o wielkim Polaku, o jego życiu, pasji i cierpieniu. Jest próbą rekonstrukcji losów Karola Wojtyły od chwili jego wyboru na głowę Kościoła Katolickie go 22 października 1978 roku. Film rozpoczyna się wzruszającą sceną czuwania wiernych na Placu św. Piotra, kiedy wiadomo już, że to ostatnie chwile życia Jana Pawła II. Następne obrazy prowadzą widza śladami pontyfikatu tego niezwykłego papieża i wielkiego Polaka. Przepowiednia Malachiasza budzi ogromną ciekawość, ale też przerażenie. fot. Unsplash Chrześcijańscy mistycy nie mają wątpliwości - żyjemy w czasach ostatecznych. Ale nie tylko oni. Coraz więcej z nas uważa, że świat podąża w bardzo złym kierunku i prędzej czy później ludzkość czeka zagłada. Możliwości jest sporo: gigantyczne tsunami, które zmiecie życie z powierzchni Ziemi, inwazja kosmitów, erupcja wulkanu, opłakane skutki efektu cieplarnianego, uderzenie asteroidy, eksplozja słońca albo epidemia. Zobacz również: Przerażająca wizja Krzysztofa Jackowskiego. Wkrótce w Polsce ma wybuchnąć wojna Kolejne scenariusze pisane przez jasnowidzów i interpretatorów Biblii co prawda się nie sprawdzają, ale coś ewidentnie wisi w powietrzu - słyszymy coraz częściej. Co? Odpowiedzią, niezbyt pocieszającą, ma być słynna przepowiednia Malachiasza. Niektóre źródła podają, że jej autorem ma być właśnie XII-wieczny święty z Irlandii. Inni sugerują, że to zgrabne fałszerstwo z XVI wieku, którego celem było wpłynięcie na wybór kolejnego papieża. Według niej ostatnią głową Kościoła rzymskokatolickiego ma być urzędujący Franciszek. Za jego panowania Rzym ma zostać zniszczony. Niektórzy interpretatorzy twierdzą, że razem z nim cały świat. Przepowiednia Malachiasza to 112 krótkich łacińskich zdań, które mają opisywać wszystkich papieży od czasów Celestyna II wybranego w 1143 roku. Irlandzki święty napisał je pod wpływem wizji, jakich miał doświadczyć przebywając wtedy w Rzymie na zaproszenie głowy Kościoła. Jest w niej mowa o „pasterzu i żeglarzu”, którym miał być papież Jan XXIII (patriarcha Wenecji, który zapewne pływał gondolami), „kwiecie kwiatów” - Paweł VI (na jego herbie znajdowały się trzy kwiaty lilii), „z pracy Słońca” - Jan Paweł II (urodzony w dniu zaćmienia słońca i pochowany w czasie zaćmienia tej gwiazdy) czy „chwała oliwki” - Benedykt XVI (symbol zakonu benedyktynów to gałązka oliwna). Zobacz również: Naukowcy ujawnili datę końca świata. Wyznaczył ją komputer, który nigdy się nie myli Papież-emeryt jest 111. na liście, z czego wynika, że ostatnią głową kościoła ma być jego następca - Franciszek. Według Malachiasza 112., czyli ostatni papież w historii, to „Piotr Rzymianin”. Co to ma wspólnego z urodzonym w Buenos Aires Jorge Mario Bergoglio, którzy przyjął imię Franciszek? Dociekliwi interpretatorzy nie mieli problemu, by powiązać fakty. Wielu zwolenników przepowiedni próbuje przypisać to imię obecnemu papieżowi Franciszkowi, wskazując na fakt, że papież wybrał imię Franciszek na cześć Franciszka z Asyżu, którego ojcem był Pietro Bernardone. Inni wskazują na świeckie nazwisko papieża, Bergoglio, które próbują przedzielić na dwa człony: w utworzonym kalamburze człon: berg, miałby oznaczać górę, która tematycznie kojarzy się ze skałą (Petrus czyli Piotr), a Oglio jest włoską nazwę rzeki w północnych Włoszech (odległy związek z Romanus czyli Rzymianin). Jeszcze inni wskazują na fakt, że pochodzący z Argentyny Jorge Mario Bergoglio jest synem włoskich imigrantów (kolejny związek z Romanus) - czytamy na Wikipedii. Nawet jeśli to prawda, przepowiednia wcale nie musi oznaczać końca papiestwa, a tym bardziej całego świata. Przy ostatnim zapisie na liście brakuje numeru, więc Franciszek wcale nie musi być ostatni. Zobacz również: Właśnie tak ma wyglądać koniec świata. 8 przerażających scenariuszy Jednym z najczęstszych nieporozumień, zarówno ze strony katolików, jak i niekatolików, jest to, że wierzymy, iż każde słowo Papieża należy przyjąć jako nieomylną naukę Kościoła. To nie jest to, w co wierzymy (…) Musimy posiadać na ten temat jasność, ponieważ czasami trzeba radzić sobie i wyjaśnić papieskie błędy – uważa Ed Mechmann, którego felieton został opublikowany na stronie archidiecezji Nowy Jork. Słowa amerykańskiego komentatora odnoszą się do zamieszania jakie wywarły fragmenty włoskiego filmu dokumentalnego „Francesco”. W pewnym momencie papież dotyka kwestii osób homoseksualnych; jego wypowiedź została przetłumaczona w sposób, który sugeruje, iż biskup Rzymu aprobuje związki partnerskie osób tej samej płci. Wesprzyj nas już teraz! Hiszpańskie słowa „convivencia civil”, przetłumaczono jako „związki partnerskie” (ang. civil union). Jednak bardziej uczciwe tłumaczenie każe wskazać na „wspólne pożycie”, nie uwzględniające prawnej formy takiego związku. Jeżeli jednak papież miałby na myśli właśnie uregulowanie prawne związków partnerskich; na co wskazują użyte w angielskim tłumaczeniu słowa civil union, byłby to w istocie niezgodne z nauczaniem Magisterium. Jednak dla Machmanna problem leży gdzie indziej. „Papieże, jak każdy inny człowiek, popełniają błędy. Myślę, że można uczciwie powiedzieć, że każdy papież, który kiedykolwiek żył, popełnił jakiś błąd. Nikt nie jest od nich wolny. Ale nie ma też sensu ignorowanie tych błędów, gdy się zdarzają, lub próba ich wyjaśnienia, jakby nie miały znaczenia” – zauważa. „Jednym z najczęstszych nieporozumień, zarówno ze strony katolików, jak i niekatolików, jest to, że wierzymy, iż każde słowo Papieża należy przyjąć jako nieomylną naukę Kościoła. To nie jest to, w co wierzymy (…) Musimy posiadać na ten temat jasność, ponieważ czasami trzeba radzić sobie i wyjaśnić papieskie błędy”- uważa. Machmann wskazuje, że nieformalne komentarze podczas konferencji prasowej w samolocie lub uwagi skierowane do twórców filmów dokumentalnych w oczywisty sposób nie są przejawami nauczania ex catedra. „Chociaż zawsze jesteśmy zobowiązani szanować Ojca Świętego i jego wypowiedzi, nie jesteśmy zobowiązani przyjmować jako nieomylne każdego słowa, które pochodzi z Jego ust. Podlegają one bowiem wszystkim zwykłym ludzkim błędom – dwuznaczności, niekompletności, a nawet zwyczajnemu błędowi” – wskazuje. Absolwent Columbia College i Harvard Law School przypomina, że w przeszłości wielokrotnie mieliśmy do czynienia z niejasnymi wypowiedziami obecnego papieża, które starano się za wszelką cenę usprawiedliwiać. Tak jest i w tym przypadku. Ale Machmann wskazuje na fakty; anglojęzyczny świat wyraźnie usłyszał z ust papieża słowa propagujące związki partnerskie osób tej samej płci. „W tym przypadku myślę, że musimy przyznać, że Ojciec Święty wyraźnie popełnił błąd. Katolicy nie mogą promować legalizacji związków osób tej samej płci. Ale musimy też jasno powiedzieć, że w żaden sposób nie zmienia to nauczania Kościoła na temat homoseksualizmu lub związków osób tej samej płci. Papież nie może tego zrobić, co sam wielokrotnie podtrzymywał to nauczanie – w tym w encyklice Amoris Laetitia, kilka lat temu” – podkreśla Machmann. „Więc zamiast denerwować się tym i histeryzować, powinniśmy wziąć to za to, czym jest. To był błąd człowieka o dobrych intencjach, który po prostu się pomylił. Starał się wyrazić swoje długotrwałe pragnienie, abyśmy docierali i włączali tych, którzy są marginalizowani lub wyobcowani z Kościoła lub społeczeństwa. To był niewymuszony błąd i będzie musiał zostać poprawiony albo przez Ojca Świętego, jego ekipę prasową, albo przez naszych własnych biskupów. Jest to dla nich wszystkich okazja do publicznego potwierdzenia prawdziwej nauki Kościoła, która przynajmniej wydobyłaby z tej sytuacji coś dobrego. W końcu nie widzę powodu, dla którego wiara ludzi miałaby być przez to wstrząsana. Nauczanie jest jasne i nigdy się nie zmieni. Bramy piekła nigdy nie przemogą Kościoła. Byłoby miło, gdybyśmy wszyscy modlili się za Papieża, zamiast krytykować wszystko, co mówi lub robi. I jako człowiek słaby i głupi, który popełnił miliony błędów, chciałbym myśleć, że możemy okazać Ojcu Świętemu taki sam stopień miłosierdzia, jaki mam nadzieję, że inni mi okażą” – konkluduje. Źródło: PR Od Nowego Roku cały internet mówi o sytuacji, która wydarzyła się w Watykanie. Papież spotkał się z wiernymi na Placu Świętego Piotra. Jedna z kobiet tak mocno go chwyciła, że boleśnie wykręciła mu rękę. Franciszek uderzył ją w dłoń. Jedni próbują go bronić, inni potraktowali to tylko jako pretekst do stworzenia nowego hasztagu #notmypope. Możemy tylko domniemywać, co o tej sytuacji myśli sam papież i dlaczego tak zrobił. Dla mnie to dobra okazja do tego, żeby wyrazić kilka myśli. Papieska świadomość własnych granic Wyobraźmy sobie, że żyjemy w świecie bez żadnych granic. Twoi rodzice aktywnie uczestniczą w waszym życiu małżeńskim. Twój przełożony z pracy angażuje się w Twoje życie prywatne. Ktoś obcy łapie cię za rękę na ulicy i nie przejmuje się twoją reakcją. Czy ktoś z nas widzi dla siebie miejsce w takiej rzeczywistości? Nie od dzisiaj wiadomo, że każdy z nas potrzebuje granic zarówno psychicznych, jak i fizycznych. Te pierwsze są bardziej zróżnicowane i indywidualne, te drugie różnią się w zależności od sytuacji społecznej i relacji łączących dwoje ludzi. Psychologia wyróżnia dystans publiczny, społeczny, indywidualny i i intymny. Mówi także o tym, że owe dystanse zależne są od norm kulturowych i indywidualnych. Kiedy myślę o sytuacji w Watykanie, w głowie pojawia mi się temat granicy indywidualnej, którą każdy wyznacza sobie sam. Natomiast złość informuje nas o tym, że przekraczane są granice. Złość może być wyrażana w różny sposób, ale o tym później. Czy ktokolwiek z przeciwników papieża pomyślał o tym w ten sposób? Wyobraźmy sobie, że jesteśmy w jego sytuacji. Ni stąd, ni zowąd ktoś wbrew nam szarpie nas za rękę. Co możemy poczuć? Zależnie od dnia i samopoczucia. Być może jednego dnia poczujemy tylko dyskomfort, a innego już złość, frustrację, poirytowanie. Już nie mówiąc o fizycznym bólu w przypadku osoby starszej. Papież to moja „ulubiona zabawka” Papież Franciszek ma już 83 lata. Wielu z nas ma lub miało w tym wieku dziadków, sąsiadów albo spotykało starszych ludzi w przychodni lekarskiej. Ja nie mam najlepszych wspomnień, kiedy myślę o tym, jak są oni traktowani w przychodniach lub szpitalach. Do głowy przychodzą mi takie urywki: „siadać”, „wejść”, „czekać”. Pamiętam, kiedy sama byłam w szpitalu i obserwowałam przyjście kolejnych zagubionych starszych pań, którym z dnia na dzień zaczęłam podawać obiady i kupować wodę w sklepie na dole. Często spotykałam się z tym, że starsi ludzie, którzy potrzebują większej troski i uwagi, dostają obojętność i oschłość. Są traktowani jak nic nie znaczące przedmioty. Sytuację z papieżem widzę podobnie. Umieszczam ją pomiędzy traktowaniem drugiej osoby jak przedmiot, a jak... zabawkę. Z tym właśnie kojarzy mi się zachowanie tej kobiety. Traktujemy kogoś jak przedmiot, kiedy nie zwracamy uwagi na to, czy przekraczane są jego granice albo czy go coś nie boli, bo przecież przedmioty nie czują. Zazwyczaj przedmiot przeznaczony jest po prostu do naszego użytku. Z drugiej strony, kiedy dziecko ma ulubioną zabawkę, to przytula ją z całej siły i raczej nie myśli o tym, czy coś jej zgniata czy nie. Zabawka jest tylko dla niego. Tymczasem starsi ludzie, a wśród nich papież Franciszek, potrzebują naszej troski i uwagi pełnej wrażliwości. Sam o tym mówił: „Osoby starsze najbardziej dotkliwie cierpią nie z powodu osłabienia organizmu i wynikającej stąd niepełnosprawności, ale opuszczenia, wykluczenia, braku miłości”. Czy papieżowi jest po drodze z agresją? Słownik Języka Polskiego PWN podaje, że agresja to „wrogie, zaczepne zachowanie się; też: silne negatywne emocje wywołujące takie zachowanie”. Encyklopedia PWN: „skłonność do częstego używania przemocy w relacjach z innymi jako sposobu rozwiązywania konfliktów bądź realizacji celów życiowych”. Instytut Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego mówi o agresji jako o „terminie stosowanym w odniesieniu do szerokiej gamy działań charakteryzujących się np. atakowaniem czy wrogością”. Jako najczęstsze z przyczyn agresji podaje: strach lub frustrację, pragnienie wywołania strachu lub frustracji u innych, tendencję do forsowania własnych poglądów czy interesów. Czy papież odnajduje się w którejś z tych definicji? Nie chcę odpowiadać za niego, ale jego zachowanie naprawdę nie kojarzy mi się z agresją. Kojarzy mi się z bólem, brakiem cierpliwości, frustracją – w dużej mierze kojarzy mi się z emocjami. Jasne, że sposób ich wyrażenia nie był najlepszy. Sam się do tego przyznał, mówiąc: „przepraszam za zły przykład”. Musimy jednak pamiętać, że w danej chwili człowiek radzi sobie najlepiej jak potrafi, niezależnie od tego, jak to wygląda z zewnątrz. Czytając w internecie komentarze przeciwko papieżowi, zastanawiam się, kto z komentujących stracił kiedyś cierpliwość i jak to wyglądało. Krzyknąłeś na żonę? Trzasnąłeś drzwiami? Rzuciłeś talerzem? Zmieszałeś kogoś z błotem? Chcę być dobrze zrozumiana, nie mówię, że takie wyrażenie emocji jest właściwe, zwłaszcza dla osoby publicznej. Wiem, że idealna reakcja to powiedzenie o swoich emocjach w jak najbardziej neutralny sposób, wystarczy prosty komunikat „czuję złość”, „czuję ból, kiedy tak robisz”, „nie czuję się komfortowo w takiej sytuacji”. Każdy z nas zna teorię, ale niestety nie zawsze udaje nam się ją wprowadzić w życie. Cieszę się, że papież jest człowiekiem Na początku byłam zaskoczona, że taka drobna sytuacja była tak szeroko omawiana w mediach. Potem pomyślałam jednak, że to dosyć typowe, zwłaszcza w przypadku papieża i jego licznych obrońców i przeciwników. To idealna okazja okazja do tego, żeby wyrazić swoje „za” i „przeciw”. Ja sama znajduję się w „obozie” obrońców. Muszę przyznać, że bardzo imponuje mi papież, który jest... człowiekiem z krwi i kości. Odczuwa emocje, tak jak ja. Wyraża emocje, tak jak ja. Wyznacza granice, tak jak ja. Coś go boli, tak jak mnie. To dla mnie (i dla innych) kolejna okazja do tego, żeby przypomnieć sobie, że papież nie jest „nadczłowiekiem”, nie jest kimś innym. Dzięki temu jest mi bliski i śmiało mogę napisać, że to #mypope.

papiez ktory pozostal czlowiekiem caly film